czwartek, 7 lutego 2013

Izotoniki - drogi interes?


Podczas wysiłku, każdy z nas nawadnia organizm. Większość stosuje wodę mineralną, ale ja od czasu do czasu zamieniam ją na izotonik (klik). Być może wynika to z faktu, że zwyczajnie mam ochotę na "słodszy" napój, kiedy w ciągu dnia ograniczam się do wody mineralnej, kawy i herbaty (których nie słodzę). 
Jeszcze rok temu kupowałam 400g koncentrat w proszku Isostar. Kiedy znudziły mi się jego smaki, wróciłam do wody, od czasu do czasu będąc na siłowni skusiłam się na Powerade, a ostatnio mój M. dał mi koncentrat Unisport - Nutrend. Ucieszyłam się, bo w moim przekonaniu izotoniki nie są najtańszym rozwiązaniem. Kiedy spojrzałam na cenę US, gdzie z naklejki krzyczało do mnie 65 zł, pomyślałam sobie, że to lekka przesada. Po chwili jednak zorientowałam się, że z całej butelki koncentratu otrzymujemy aż 70 l napoju. Zaczęłam zastanawiać się, po co w takim razie wydawać ok. 4 zł na jeden strzał? Zrobiłam małe zestawienie izotoników, które stosowałam.   



Wartości UniSport rozpisane są w przybliżeniu, pozostałe wzięłam ze stron Powerade (klik) oraz Isostar (klik).

Jak widzicie są różnice w zawartości, każdy ma dodatkowe składniki, o których nie chciałam się rozpisywać. Dodatkowo na rynku znajdziemy mnóstwo innych producentów, oferujących nam swoje produkty, z być może lepszymi składami i w przystępnych cenach. 

Po tej analizie doszłam do wniosku, że kupując koncentraty, wcale nie musimy tracić majątku na izotonikach, jeśli mamy ochotę stosować je zamiennie z wodą podczas treningu. Dobrze jest poszukać promocji lub zwyczajnie przeliczyć ile wyniesie nas taki napój po rozrobieniu.


Mój WW koncentrat. Jestem z niego zadowolona, być może spróbuję jeszcze innych smaków :)

A co Wy najczęściej pijecie podczas treningu?
Ahoj!



sobota, 2 lutego 2013

sesja, plany, 2013

Witajcie Kochani! Rok 2013 zaczął się już ponad miesiąc temu i zaskoczył mnie tempem, w jakim toczy się moje życie. 
Na wstępie noworocznym spóźnione "Happy New Year", w rozwinięciu - "Jakie są Wasze plany na ten rok?", w zakończeniu "przepraszam - znowu". 

Styczeń zleciał mi na odrabianiu uczelnianych zaległości, zaliczaniu przedmiotów i rozpoczęciu sesji egzaminacyjnej. Jeśli dobrze pójdzie za tydzień wrócę do świata żywych. Całe IKFowe zamieszanie, świąteczne obżarstwo, kontuzja (tak! miałam zapalenie GĘSIEJ STOPY! kto by pomyślał), nieprzerwana grypa sprawiły, że 2012 rok kończyłam jako rozlazły, niećwiczący pączek. Powrót do treningu jest trudniejszy niż mogłoby się wydawać. Ale samej siebie nie będę oszukiwała. Za pół roku bikini puści do mnie oko, a ja albo ucieknę z krzykiem, albo z uśmiechem je założę. Dlatego styczeń, pomimo braku czasu, wypełniony był ćwiczeniami i trzymaniem diety (wróciłam do prowadzenia dziennika- zapisuję wszystko co jem). 
Obiecałam sobie, że 2013 będzie "moim rokiem". Do tej pory czuję, że nic nie jest w stanie stanąć mi na drodze. :)


Ahoj!